Oleg i Olena: „To zdjęcie wisi u nas w najbardziej widocznym miejscu. Jest jak okno z widokiem na nasz dom”
Oleg i Olena: „To zdjęcie wisi u nas w najbardziej widocznym miejscu. Jest jak okno z widokiem na nasz dom”

Olena i Oleg w swoim studiu fotograficznym. Trzymają jedną ze swoich najcenniejszych rzeczy; zdjęcie z synem Romanem zrobione w lepszych czasach w Ukrainie.
Olena (59 lat) i Oleg (64) są uchodźcami z Ukrainy. Kiedy przyjechali do Polski, od razu zaczęli pomagać innym, którzy musieli uciekać. Dziś prowadzą fundację Human Hub Alter-Native w Piasecznie, małym miasteczku pod Warszawą. Udzielają tam wsparcia zawodowego i psychologicznego oraz dystrybuują pomoc humanitarną, m.in. od UNHCR. Po godzinach prowadzą małe studio fotograficzne, w którym robią zdjęcia ślubne.

Oleg: Nie zabraliśmy ze sobą zbyt wiele. Nie było czasu na przemyślane pakowanie rzeczy. Z tego, co udało nam się zmieścić w walizkach, to zdjęcie jest dla nas chyba najcenniejsze. Pewnie dlatego, że przypomina nam stare dobre czasy i radość życia w Kijowie.
Olena: To było latem 2018 roku. Ktoś zrobił to zdjęcie podczas ślubu gdzieś na statku na Dnieprze w Kijowie. Ten przystojny mężczyzna stojący między nami to nasz syn Roman. To było nasze ostatnie wspólne zdjęcie, ponieważ wkrótce potem Roman opuścił Ukrainę, aby zamieszkać za granicą.
Oleg: To zdjęcie wisi na naszej ścianie w najbardziej widocznym miejscu. Jest jak okno z widokiem na nasz dom.

Olena: Roman zadzwonił do nas w dniu, w którym na Kijów spadły pierwsze rakiety. Byłam przerażona i ledwo mogłam powstrzymać łzy. „Nic się nie stało, synku. Jesteśmy bezpieczni, nic się nie stało” – powiedziałam mu, ale tak naprawdę ledwo mogłam powstrzymać przerażenie i rozpacz.
Oleg: Roman studiował już wtedy w Warszawie. Kazał nam się natychmiast spakować i pojechać na polską granicę. Więc niemal natychmiast wyruszyliśmy w podróż w nieznane.
Olena: Droga była strasznie długa, męcząca i przerażająca. Nigdy nie wiedzieliśmy, gdzie skończymy dzień. Tkwiliśmy w wielokilometrowych, widzieliśmy smutek i zagubienie w oczach spotykanych po drodze ludzi, zmęczenie i rezygnację. Do granicy z Polską udało nam się dotrzeć dopiero po trzech dniach.
Oleg: Polacy przyjęli nas jak swoich. Ach, co to była za ulga znaleźć się wreszcie w bezpiecznym miejscu pełnym przyjaznych ludzi. Dlatego niemal od razu po rozpakowaniu zaczęliśmy organizować pomoc dla tych, którymi sami byliśmy jeszcze niedawno. Zorganizowaliśmy transport z pomocą humanitarną do granicy i do ośrodków dla uchodźców.
Olena: Zrobiliśmy to, bo po prostu wiedzieliśmy jak. Mieliśmy chęci, zapał do pracy i samochód. To nam wystarczy, żeby działać. Nadal pomagamy. Nasza fundacja Human Hub Alter-Native zajmuje się dystrybucją podstawowych rzeczy dla najbardziej potrzebujących, ale zapewniamy też wsparcie psychologiczne i zawodowe. Bo tak po prostu się robi.
Oleg: Moje największe marzenie? Chciałbym wrócić do Kijowa, bo mój dom jest tam, gdzie moje drzwi. Może kiedyś nam się uda.